
#PrawdaFutbolu - Roman Kołtoń i pierwsza część "Akt Kataru", w których nakreśli kulisy najbardziej sensacyjnego przyznania organizacji finałów mistrzostw świata w piłce nożnej w historii. Jeszcze nigdy Mundial nie odbywał się w tak małym kraju (co prawda 2,9 miliona mieszkańców, ale tylko 300 tysięcy obywateli - reszta to imigranci zarobkowi), kompletnie bez tradycji piłkarskiej. Jak to się stało, że 2 grudnia 2010 roku Komitet Wykonawczy FIFA przyznał organizację Mundiali - w 2018 Rosji, a w 2022 Katarowi? Ta ostatnia decyzja utrzymała się - XXII Mundial w historii trafił nad Zatokę Perską, ale... FIFA w postaci, w jakiej stworzyli tę organizację Havalange i Blatter, doznała niezwykłych wstrząsów. W wyniku śledztwa FBI wielu działaczy zostało oskarżonych i trafiło za kratki. Dzień przed głosowaniem – 1 grudnia 2010 roku do szefa FIFA Seppa Blattera zadzwonił prezydent USA, Barack Obama. Obaj panowie znali się od roku, gdy Blatter wizytował Stany Zjednoczone i został przyjęty przez Obamę w Białym Domu. Blatter zdawał sobie sprawę, że Mundial w 2022 w USA to byłby marketingowo świetny pomysł. Ba, marketingowo i wizerunkowo. Niektórzy autorzy sugerują, że Blatter miał w głowie ideę, iż kolejne Mundiale to będzie niezwykły pokaz siły FIFA i jego własnych umiejętności negocjacyjnych. Że może doprowadzić – jego samego - nawet do Nagrody Nobla, za łączenie świata w rzeczywistości XXI wieku. Plan był taki, że po sukcesie Mundialu w 2010 roku – w Republice Południowej Afryki – Blatter doprowadzi do cyklu: 2014 Brazylia (to już było przesądzone), 2018 Rosja, 2022 USA i zwieńczeniem będą piłkarskie mistrzostwa świata 2026 w Chinach… RPA, Brazylia, Rosja, USA, Chiny – cóż za tournée największego piłkarskiego turnieju świata - chodził po głowie Blattera. Jednak wróćmy do 1 grudnia rozmowy telefonicznej szefa FIFA z prezydentem USA. Ken Bensinger relacjonuje ją w książce „Czerwona kartka” na podstawie dwóch rozmów ze Szwajcarem. I pisze: „Blatter już wcześniej kilkukrotnie deklarował poparcie dla organizacji Mundialu w Stanach Zjednoczonych, kładąc nacisk na wielki potencjał komercyjny takiego rozwiązania. Z silnym akcentem, ale dobrym angielskim powtórzył to stanowisko przez telefon, podkreślając jednocześnie, że ma tylko jeden głos i nie może mówić innym członkom Komitetu Wykonawczego, za kim powinni się opowiedzieć. – Jak pan ocenia szanse? – zapytał Obama. – Panie prezydencie, będzie ciężko – odparł Blatter po chwili milczenia. – Rozumiem. Cóż, powiedzenia – zakończył rozmowę Obama. To był ich ostatni dialog”. Decyzja o przyznaniu dwóch turniejów jednego dnia spowodowała niezwykłą, wielopłaszczyznową układankę, w której niewątpliwie Rosja i Katar rozegrały na swoją stronę. Oba kraju wówczas podpisały umowę gazową, ale wydaje się, że ich porozumienie obejmowało również inne aspekty. Warto przypomnieć, że w kwietniu 2010 roku do Ad-Dauhy przybył wicepremier Rosji, Igor Sieczin, a rewizyta emira Hamada u premiera Władimira Putina – bo takie stanowisko zajmował wówczas dyktator Rosji – odbyła się 2 listopada 2010, a więc dokładnie miesiąc przed wyborem gospodarzy Mundiali w 2018 i 2022. Rosja wygrała bez specjalnych kłopotów, choć wydawało się, że kandydatura Hiszpanii i Portugalii ma wielkie szanse, szczególnie, iż może liczyć na poparcie członków Komitetu Wykonawczego z Ameryki Południowej. Jednak Rosja zwyciężyła już w drugiej rundzie.
Katar musiał zmagać się aż w czterech rundach, ale poparcie dla tej kandydatury było potężne już od pierwszego głosowania. Katar – na dzień dobry - otrzymał 11 głosów, podczas gdy konkurenci łącznie 11 – 3 USA, 4 Korea Południowa, 3 Japonia i tylko jeden głos Australia. Najpierw odpadła więc Australia, później Japonia, a w trzeciej turze Korea Południowa. Amerykanie zwiększali pulę głosujących na nich – 3, 5, 6 i w końcu 8. Jednak Katar w decydującej rozgrywce otrzymał 14 głosów. Stało się coś niesamowitego, niewyobrażalnego.